LGBT z innej strony

Jestem osobą, która mało się odzywa, a słowa waży wręcz obsesyjnie, nawet jeśli to nie zawsze działa. Mimo to czuję się źle, kiedy czytam takie rzeczy:

Gonciu.jpeg

Co JA powinnam napisać?

Nie pluję na LGBT, nie głosowałam na PiS, a w kwestii siania terroru sama odczuwam lęk przed wychodzeniem z domu. Po ponad roku tworzenia udało mi się zdobyć jedynie 30 subskrypcji i 40 followersów, nie mam więc silnego głosu w Internecie, poza nim zresztą też nie.

Jednak i tak odbieram to do siebie.

Krzysiu mówi, by spojrzeć na sprawę Margot z empatią. Dobrze. Wyobrażam sobie na przykład, że ktoś jeździ po mieście ciężarówką z plakatami odbieranymi tak, że mój tato wychodzi na pedofila, jeszcze wygadując kłamstwa przez megafon. Sądy nie reagują, dodatkowo od wielu lat mojej rodzinie odmawia się pewnych praw, sieje się nienawiść, obrzuca kamieniami. W końcu nie wytrzymuję i przebijam opony tego obrzydliwego pojazdu, a kierowcę atakuję i uciekam.
Potrafię to zrozumieć, choć bym tak nie zrobiła.
Zostaję aresztowana, są wątpliwości co do czasu trwania aresztu. Okazuje się, że niektórzy wstawiają się za mną i w imię buntu wychodzą na ulicę, a na pomnikach wieszają szaliki z kolorowymi kwiatkami, czyli moim znakiem rozpoznawczym.

W rzeczywistości jest trochę inaczej, ale chodzi o zarysowanie perspektywy, że to nie przypadkowy wandalizm, tylko reakcja na niesprawiedliwość. Umiem się postawić po stronie aktywistów, bo nie chcę zgody na gnębienie i odbieranie godności. Coś, z czym każdy może się utożsamić. Mnie czasami osądza się o wspieranie pedofilskiej mafii tylko przez chodzenie do kościoła, a takie inteligentne teksty jak JP2GMD wcale nie są rzadkością.

Pojmuję motywację i emocje. Nie powinno się oceniać całości ze względu na incydenty. I dopóki chcą iść drogą pokoju i równości, i nie proszą o akceptację łamania prawa, tylko o wyrozumiałość, to mogę to ofiarować. Chodzi o uczciwy osąd i spojrzenie z miłością, nie bezkarność.

W taki sposób to postrzegam i w takiej formie popieram. I wydaje mi się, że tu pojawia się kość niezgody. Jedni widzą w tym usprawiedliwienie dla agresji, drudzy brak współczucia. Kiedy ktoś próbuje tłumaczyć aktywistów, jest to odbierane jako całkowite wybielanie, z kolei aprobata działań policji brzmi jak bycie pozbawionym człowieczeństwa (albo rigczu). Reakcją na obronę jest sprzeciw, że wydarzenia w Białymstoku zostały przecież potępione, a na oziębłą ocenę oburzenie, że agresywne czyny próbowano wcześniej wyjaśniać prowokacjami.

Czy ta polaryzacja jest faktycznie jedynym wyjściem? Czy naprawdę ktokolwiek uważa, że jedni są krystaliczni, a drudzy szatańscy? Widzę okropne zachowania i tu, i tu.

Zbyt duże emocje zamykają chyba poprawny dialog, ale myślę, że o to chodzi. W przeciwnym wypadku...